Chciałabym podzielić się moją historią drugiego błękitnego porodu w szpitalu. Wszystko w nim było tak jak chciałam ( z wyjątkiem obecności męża przez COVID ale to zdąrzylam zaakceptować). Do porodu byłam lepiej przygotowana. W 8 mcu byłam już więcej w domu i zaczęłam przygotowania. Dowiedziałam się że są rzeczy które mogę zrobić lepiej w porównaniu z pierwszym porodem który i tak dobrze wspominam. W przygotowaniu pomogły mi wykłady i spotkania z położną Magdą S., Książka Poród Naturalny, historie z grupy Poród domowy i Błękitny Poród. Byłam naprawdę dobrze nastawiona, czułam w sobie moc i uwierzyłam że dam radę po raz kolejny. Do ostatnich dni rozważałam czy dobrze robię że nie urodzę w domu. Zbyt późno o tym pomyślałam i mąż nie był gotowy. Odpuściłam. Nie żałuję. Tydzień przed porodem przygotowałam sobie afirmacje wydrukowane i oprawione w ramkę. Miałam świeczkę o pięknym zapachu. Ćwiczyłam oddechy w różnych pozycjach i na piłce na podstawie wiedzy przekazanej od położnej i trochę z filmików na YT zwłaszcza jak oddychać podczas parcia. Codziennie bujałam się na piłce.
Termin miałam z USG uznany za ważniejszy na 13.04
12 kwietnia NIEDZIELA
Był 39 tydzień ciąży. Niedziela wielkanocna. Dzień przed terminem. Miałam być na śniadaniu u mamy ale w sobotę odmówiłam ponieważ czułam się w sobotę rozdrażniona i nie miałam ochoty na żadne spotkania, chciałam być w swoim gniazdku. Poza tym każdej nocy od kilku dni czułam się dziwnie, brzuch mi się spinał jednak do rana nic więcej się nie działo. Miałam już kilka takich dni po 37 TC że myślałam że to lada dzień, a potem znów cisza. Popołudnie godzina 13.00- Mój synek i mąż wyszli aby pojeździć na rowerku a ja zostałam jeszcze by zrobić kanapki na wynos. Skorzystałam z toalety a tutaj widzę…. Odchodzący czop ! Ależ poczułam dreszcze : to dziś lub jutro ! 💕 Wzruszyłam się i nie mogłam przestać płakać bo wiedziałam że dzieli nas już chwila i zobaczę mego drugiego synka Artura ! Z jednej strony nie mogłam się doczekać a z drugiej myślalam że trochę nie chce dziś rodzić tak po prostu czułam lekki strach a może zmęczenie? Mój pierwszy poród tak samo się zaczynał ….. byłam zachwycona że to jest coś co znam i że możliwe że moje ciało znowu zachowa się podobnie. Wyszłam do chłopaków i dałam sygnał mężowi. Widziałam w jego oczach przerażenie i podekscytowanie. Przełączył się na tryb ” mów co dalej. Co mam robić ?!” . Spokojnie – uspokajalam. Ciągle zapewniałam że to potrwa, że mogę nawet i za dwa tygodnie urodzić jak czop odchodzi. Tego dnia czułam też że spinają mi się całe mięśnie na plecach, mrowienie, czasem dziwnie zakręciło mi się w głowie. Tego wcześniej nie czułam.
Skurcze pojawiły się nieregularne co 15-20 minut i ok 17.00 zdecydowałam się położyć i zdrzemnąć aby w razie czego nabrać siły jak będzie już poważnie. Mąż miał wyśmienity humor, gotował kolacje, włączył muzykę i tańczył pokazując jak bardzo się cieszy. Po godzinie 19.00 zdecydowaliśmy że lepiej będzie jak zawieziemy syna na noc do dziadków. Do czasu powrotu męża zdarzylam zjeść podwójna porcje jak nie potrójna… Risotto z groszkiem i brokułami. Jego wyśmienity smak wspominam do dzisiaj. Skurcze zaczęły być co 6-7 minut ale jeszcze nie traktowałam ich poważnie. Poinformowałam lekarza, znajoma położną z połogu oraz położną która była przy mnie przy pierwszym porodzie i bardzo ja polubiłam a odważyłam się ją odnaleźć na Facebooku. Lekarz dobrze życzył, znajoma akurat ma tej nocy dyżur, a położna z którą mogłabym urodzić zaczyna od 8.00. Mam szczęście. Chcialam poczekać do 8.00 🙂 Nagrywałam filmiki dokumentując jak się czuje. Skurcz to takie uczucie że nagle energia która jest rozproszona skupia się w jednym punkcie Twojego ciała -na brzuchu – do tego dochodzi mrowienie na plecach, trochę czuję lekkie duszenie w klatce. Miałam dodatkowo uczucie że chce mi się siku i tak na każdym skurczu. Skupiałam się na oddechu to fenomenalna pomocna technika. Trochę bujałam miednicą na piłce. Podzieliłam się z bliskimi koleżankami z którymi mam aktywny czat 24h o postępach. Dziewczyny wzniosły toast na odległość a mi się z tego wszystkiego chciało śmiać jak bardzo przeżywają to ze mną.. Czułam ich obecność i to że trzymają mocno kciuki za mnie i za Artura. Ten wieczór był wyjątkowy. Ok 23.00 wzięłam dłuższą kąpiel i chciałam pójść spać żeby nabrać sił niestety skurcze wydawały się częstsze…. Były już co 5 minut kiedy liczyłam po północy i przybierałam w nich pozycję kolankowa lub na piłce. Mąż zaczął mnie denerwować pytaniami ” to co ? Jedziemy? Przecież już masz skurcze co 5 minut… “. Tłumaczyłam że przecież te skurcze mogę mieć do końca dnia więc spokojnie. Nie wiem kiedy pojedziemy ale jeszcze nie teraz, dopiero zaczęły się mocniejsze skurcze. Wiedziałam o godz. 1 że spania nie ma więc udałam się do łazienki by posiedzieć pod prysznicem. To był mój najdłuższy prysznic jaki brałam. Siedziałam, polewałam się wodą i przeżywałam skurcze, które pod wodą w ogóle nie ogasły ale po prostu czułam się tam dobrze. Nie miałam ochoty już się ruszać. Jak już usiadłam tak usiadłam i niestety nie miałam motywacji by na skurczu ruszać biodrami. Ok 2 byłam już zmęczona i marzyłam by zasnąć. Śmiałam się czemu moje dzieci pospać mi nie dają. Trochę miałam dołeczek więc poprosiłam męża by włączył coś wesołego na poprawę humoru, tak też było. Te melodie mnie rozbawiły, a jak już ich miałam dość to włączyłam playlistę ze słodkimi spokojnymi utworami i dalej…. Korzystałam z prysznica. Podejmowałam próby wyjścia ale wracałam pod ciepłą wodę. Mąż po godz. 3 powiedział “dość ” albo wychodzę i poruszam się na piłce lub pochodzę albo jedziemy do szpitala. Pomyślałam “a ten znowu…dobrze dobrze zaraz wyjdę “. Mąż widział że coś jest na rzeczy bo się nie ruszam z miejsca i podobno wyglądałam podobnie w pierwszym porodzie więc on czuł że to jest końcowy etap przed partymi. Ja czułam atakujące mnie coraz mocniej przypływy, czułam jak się na nich otwieram, czułam że dobrze i spokojnie sobie z nimi radzę, czułam że jak na skurczu oddycham to dzidziuś obniża się, naciska na dół. Ciężko to opisać słowami. Co chwilę miałam wrażenie że mam ochotę się załatwić i to by mi przyniosło ulgę ale nie załatwiłam się a jedynie komfortowo się czułam myśląc w ten sposób że mam się możliwie wyluzować i oddychać. Jeśli jakaś energia w brzuchu pcha mego dzidziusia w dół to mam temu pomóc i się otworzyć. Wyszłam po jakimś czasie do salonu i złapał mnie taki skurcz że oblało mnie potem. “Mężu masz rację jedziemy ! Te skurcze są dużo silniejsze.” Było po 4 kiedy podjęłam tą decyzje. Skurcze były co 1-2 minuty. Nie mogłam dojść do samochodu bez robienia przerw na skurcz. 4.30 byłam pod szpitalem, buziaczek dla męża, Pani wpuściła mnie do środka, zmierzyła temperaturę i zaprosiła dalej. . . Odrazu dała mi koszulę porodowa do założenia i wykonała telefon że jest Pani która ma skurcze. Kucałam co chwila na skurczu. “Pani tak nie kuca bo jeszcze urodzi “. Ja się zaśmiałam “spokojnie, spokojnie”. W głowie marząc o szybkim porodzie, jednak to chyba nie o mnie😂 ( pierwszy poród trwał ponad 19 h) 4.45 z windy pisze SMS do męża że mnie przyjęli. Szybko dowiaduje się że jest ostatni pokój wolny, na samym końcu, malutki. Trochę mnie to zasmuciło ale skurcze miałam tak intensywne że to nie miało już znaczenia. Wjechałam do sali na której już czekała na mnie położna i coś zapytała o położną Ewę, na która chciałam czekać do godziny 8.00 🙂 Od razu zostałam poproszona o wejście na łóżko by podpiąć ktg,podano mi koc, przekazałam dokumenty, położna zajęła się przygotowaniem i dokumentami. Nie chciałam leżeć więc pytam czy to konieczne, poproszono mnie o wytrzymanie 20 minut chociaż, założono mi wenflon też pytałam czy to niezbędne. Zaczęłam się stresować,nogi zaczęły mi dygotać i nie mogłam tego opanować, przeszkadzało mi to. Zwróciłam się do położnej że nie chce się denerwować bo wszystko jest w porządku ale nogi mi dygoczą, czemu?czemu? Położna mnie zbadała. Mam 8 cm ! Ależ się ucieszyłam jak to usłyszałam. Podeszła do mnie coś sprawdzić a ja na skurczu złapałam ją za rękę jakby była moja najlepszą koleżanką, szukałam wsparcia emocjonalnego, szukałam bodźca aby poczuć się bezpieczniej. Dostałam sygnał że mogę zmienić pozycję, odrazu przekracilam się na kolana i tu wchodzi ona 💕… Znajoma położna 💕 przestałam dygotać w sekunde, uśmiechnęłam się i dalej skupiłam sie na swoim ciele. Podała mi wodę z walizki, pomadkę. Miałam bardzo intensywne skurcze, chociaż były duszące to oddychalam zadaniowo. Czulam że moje ciało samo wie co robić a dzidziuś schodzi coraz niżej. Nagle odeszły wody i to dopiero sie zaczęło coś mistycznego ! Skurcz był z 10x intensywniejszy , a mój syn na każdym skurczu chce wyjsc jeszcze mocniej, otwierałam się jeszcze bardziej, wizualizując sobie jego wyjscie. Od tego momentu czułam się dosłownie jak Matka Ziemia która porusza falami oceanu, z drugiej strony jak lwica bo wydawałam z siebie głębokie głośne dźwięki, rzekłabym że ryczałam ( pierwszy poród bardzo cicho przeżywałam i też było to dla mnie naturalne, a może znieczulenie mnie otumanilo i długi czas jego trwania mnie na maksa wykończył) Wszystko działo się samo z siebie, naturalnie. Skurcz pochłaniał całą moją energię, nie sądziłam że takie pokłady posiadam.Prosiłam znajoma o przylozenie jej zimnej ręki do mego czoła albo po prostu w przerwie przytulałam się do niej. Tutaj miałam potrzebe wsparcia, bliskości, bezpieczeństwa i pochwalenia że idzie mi dobrze. Po skurczu partym byłam skłonna drzemać, ulga niesamowita. Raz nawet pomyślalam że to jest całkiem przyjemne, że się nawet nie zmęczyłam aż tak bardzo jak w pierwszym porodzie. Lubię to. . . D o momentu . . . Kiedy zaczęło piec !!! ” co to jest ????” Krzyknęłam ! byłam bardzo zaskoczona, tyle przeczytanych tekstów i nikt nic o tym nie wspomniał 😂 Dziecko automatycznie wskoczyło dużo wyżej, poczułam jakby się schowało. Te pieczenie to najgorsze odczucie jakie kiedykolwiek czułam. Zmieniłam zdanie i pomyślałam że składam nóżki i wychodzę ja nie chcę rodzić … trzeci poród nie wchodzi w grę i chyba skończe na dwójce dzieci. Znajoma i położna uspokoiła mnie że moja skóra musi się zaadoptować do główki i że spokojnie mam oddychać, zdmuchiwać świeczki. Przemówiła do mnie. Wróciłam na tory. Myślę że parłam samoistnie, bez siły bo tylko skupiłam się na oddechu a kiedy położna prosiła że trochę mocniej to tak naprawdę czułam że z większą siłą się luzuje i swoimi mięśniami przesuwam dzidziusia w dół. Lada moment pieczenie znikło i urodziłam zdrowego i cudownego synka razem z wschodzącym słońcem. Do sali zawitało światło 💕 piekny dzień! Wybiła 6.05 , dzień terminu, idealnie, zdążyłam obrócić się na plecy, zobaczyć synka i po chwili głośno zapłakał 😍 Przytuliłam go do siebie a on kwilił. Był piękny, cieplutki, całkiem inny od pierwszego synka. Sama przecięłam pępowinę na której byl supeł. Widziałam zaciekawienie ze strony położnych. Synek szybko załapał pierś. Świetnie sobie radził. Bardzo szybko urodziłam łożysko, mam wrażenie że samo wyskoczyło. Ledwo tylko co dostałam oksytocynę dożylnie w zastrzyku ( na obkurczenie macicy- podobno rutynowa czynność, ja o tym nie pamiętalam ). Położna obejrzała mnie i zaproponowała mi jeden szew którego nawet nie czułam, były też lekkie otarcia które odczułamw połogu ale tylko po sikaniu. Synek ważył równo 4 kg. Moje marzenie o porodzie bez naciecia krocza, w pozycji wertykalnej, nie mówiąc już o szybkim przebiegu zostały spełnione 💪👌
Jestem szczęśliwa do dziś dzień że tak udało mi się urodzić i życzę każdej kobiecie takich porodów. Połóg bez naciecia to bajka. Mało tego byłam bardzo dumna że swojego ciała a zwłaszcza z jednego miejsca, byłam pod jej wrażeniem , jej możliwości i że tak szybko się regeneruje ! Przez to że nie było nacięcia nie bałam się tego miejsca dotknąć ani zobaczyć. Po pierwszym porodzie miałam ogromne opory i strach. Połóg przeszłam bez baby blues. Pierwsze tygodnie wręcz się śmiałam i dzielnie znosiłam wszystko. Po 3 tygodniu dopadło mnie większe zmęczenie i wahania nastrojów. W domu cały połóg towarzyszył mi mąż i pomagał odnaleźć się w nowej sytuacji. Starszy 3 letni brat okazał się najkochańszy, Zero zazdrości, pełen ciepła, troski i delikatności. Trudno się nie cieszyć. Brak gości nam zdecydowanie pomógł. Nie słyszałam w tym czasie żadnych niezbędnych uwag. Wybrałam fantastyczna położną środowiskowa P. Agnieszkę która odwiedziła mnie kilka razy nawet w tym trudnym czasie pandemii. Miała dobra pogodna aurę.
Jestem zaskoczona że miłość się mnoży. Dotychczas miałam jednego kochanego syna i nie wyobrażalam sobie że może być ktoś drugi kogo tak samo pokocham a jednak można ! 💕
Dziękuję za dobrych ludzi na mojej drodze, za to że dzisiaj łatwo jest o dostęp do wiedzy, wsparcia i przygotowania bo w dzisiejszych czasach kiedy jesteśmy psychicznie przerażone wizją porodów można to odmienić tymi przygotowaniami i uważam to za jeden z kluczy do sukcesu. Miałam chwilę zwątpienia, było ciężko momentami a jednak uważam że głowa działa cuda. Nie wiedziałam co to jest hipnoporód i nawet ta nazwa mnie odstraszała ale chyba coś takiego przeżyłam. Dwa porody naturalne i dwa inne przeżycia. Po pierwszym ze znieczuleniem myślałam że nie odebrało mi świadomości i czucia 😂 myliłam się. Przeżyłam drugi poród bez znieczulenia to jest dopiero pełna świadomość, czucie i siła. Siła kobiet, każda z nas ją ma.